Pisze do Was z Nairobi. A dokladnie z Kibera Road- miejsca oddalonego o 3 km od centrum.Slicznien tu ale niestety obsluga mocno arogancka...takze miejsca polecac nie bede.
Mialam okazje przejechac sie dzis lolanym srodkiem transportu - matatu i kilka razy zgubic sie w czasie powrotu do domu :).
Koszt noclegu, pod namiotem (w miejscu w ktorym sie znajduje) to 1000 szylingow kenijskich . Atrakcja w postaci jazdy lokalnym autobusem to od 30 do 50 szylingow w zaleznosci od pory dnia.
Malo regionalnie dzis: pomidory , cebula, ser :)
Jutro o 8:00 wyruszam do Moshi ( Tanzania). Nie zasmakowalam kenijskich smakolykow ani nie widzialam niz poza centrum Nairobi , ktore tak jak wszystkie duze miasta jest bardzo halasliwe. Nadrobie to w drodze powrotnej :)
W pierszej kolejnosci Kilimandzaro.
Hey,dotarłaś już do Moshi?jak się czujesz?buziaki
OdpowiedzUsuńMilka, you are the best superwoman!!!
OdpowiedzUsuńhellooooooooo
OdpowiedzUsuńCo tam u Ciebie?mam nadzieję , że przeżywasz najpiękniejszą przygodę swojego życia,tutaj nudy na pudy bez Ciebie ,cmok
Z niecierpliwością czekamy na jakieś wieści od Ciebie
OdpowiedzUsuńKochani,
OdpowiedzUsuńOdpowiadam zbiorowo :)
Fajnie ze korzystacie z bloga . Pisze do Was z Moshi.Tu mozna zlapac kontakt ze swaitem :). Jest internet - jest wszystko.
Relacja ze zdobycia szczytu powyrzej . choc troche uboga . Reszta na miejscu.
W Nairobi w poniezdzialek ( czyli dokladnie wtedy kiedy przyjechlam wybuchly 2 bomby. Jedna na przystanku z ktorego odjezdzalam 2 godziny wczesniej.
Dlatego wyewakuowalam sie z Nairobi jak naszybciej.
A w Tanzani jestem nielegalnie zeby bylo smieszniej . zapomnieli wstawic mi pieczatkli w Paszporcie na granicy w NAMANGA.
Reszta pozniej musze uciekac . BUziakiiiiiiiiiii
Sciskam Was