Podczas każdej wyprawy niezmiernie ważna jest nasza kondycja. Zarówno fizyczna jak i psychiczna. Miesiąc przed podróżą zaczynam uzupełniać podstawowe witaminy i minerały w organizmie. Co nie oznacza, że przez 11, pozostałych miesięcy nie zwracam uwagi na to co jem :). Jako wegetarianka jestem po prostu, trochę bardziej narażona na niedobory mikroelementów. Mięcho jem kiedy mój organizm woła: „ Miłka czas na kotleta J”. Nie pozwalam by zapaliła się czerwona lampka: „ Battery is empty J” . Jednak jedzenie mięsa zdarza mi się bardzo rzadko.
Magnez i witamina B6 to podstawa. W zeszłym roku, podczas zdobywania Island Peak (6189mnpm), mocno odczułam jego braki. Uciążliwe skurcze łydek dokuczały mi do tego stopnia, że kolana i łydki musiałam obwijać elastycznymi bandażami. A każdy przystanek to obowiązek picia kakao, które po 5 szklankach dziennie szybko mi zbrzydło.
Polecam też pyłek kwiatowy. Posiada absolutnie wszystko co niezbędne :). No i pierwszą lepszą aptekę gdzie Pani magister udzieli nam 45 minutowego wykładu na temat wszelkich dostępnych suplementów diety J.
W miarę możliwości biegam i jeżdżę na rowerze. Różnie z tym bywa, ponieważ czasami czytanka do łóżka jest duuuużo ważniejsza :).
Znowu kakao :((((((((((((?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz