Mecenas wyprawy - Piramida Carstensz

Mecenas wyprawy - Piramida Carstensz
WYŁĄCZNY SPONSOR WYPRAWY

Drogi Globtroterze :)

W dzisiejszych czasach podróżuje się na wiele sposobów. Można skorzystać z usług agencji turystycznej, bądź zaplanować wyprawę od A do Z samodzielnie. Należę do tej drugiej grupy ludzi, ponieważ wiem, że samodzielne zorganizowanie wyjazdu obniży jego koszty, nauczy nas odpowiedniego, logistycznego podejścia a co najważniejsze- da poczucie SATYSFAKCJI !

Jeśli mogę Wam pomóc udzielając informacji o miejscach, w których byłam to piszcie śmiało :)

Jestem tu dla Was :)

Miłka




sobota, 21 lipca 2012

Góra wiecznych wiatrów!

Wychodzę o 5.15 w asyście dwóch "GOPR-owców". Bez aklimatyzacji jestem bardzo powolna. Szybko tracę ich z pola widzenia. Już po kilkunastu minutach kiedy zbocze przestaje być  osłonięte przez skały, uderza we mnie silny podmuch wiatru. Pomimo, słońca wychylającego się znad horyzontu wiatr jest nadal przenikliwy i bardzo zimny. Podchodzę do skal Pastuchowi i do siedzącej za jednym z głazów grupy ludzi.
-Cholera ten wiatr wykańcza! Idziecie na gore?-pytam.
-Nie schodzimy na dol do schroniska. Za mocno wieje, spróbujemy zdobyć szczyt jutro. Dziś odpuszczamy. A Ty?
- Chyba podejdę trochę wyżej zobaczyć co mnie czeka jutro :)- odpowiadam.
Ogólnie świetnie się czułam. Litry płynów wypite dnia poprzedniego i 1/2 aspiryna wziętej profilaktycznie na noc, złożyły się na moje rewelacyjne samopoczucie. Holenderka z przewodnikiem schodzą na dol ze mną zdecydował się podchodzić trochę wyżej Rosjanin. Jak sam mówił nic nie obiecuje jak wysoko uda musie podejść. No ale...... przecież żadne z nas nie miało tego dnia zamiaru zdobywać szczytu!!!
Tu przy skalach miałam jeszcze tłumacza potem nasza komunikacja ograniczyła się do :
 - Are you ok?, Lets go i haraszo
Przed nami strome wzniesienie lodowca. Ledwo co wychodzę zza skal a uderza we mnie podmuch mroźnego i silnego wiatru przewracając mnie na kolana. Wstaje i mozolnie podchodzę do góry. Wieje coraz mocniej. Przeraza mnie to podejście. W oddali widzę sylwetki "GOPR-owców" i mam wrażenie ze w ogóle się nie przemieszczają. A przecież mieli dożo lepsze tempo ode mnie. Silny wiatr nawiewa drobinki lodu i śniegu które jak ostre igiełki wbijają mi się w policzki. Przy każdym silniejszym podmuchu, rakami wbijam się mocno w zbocze, padam na kolana a głowę chowam pomiędzy nimi. Nie da się iść!!! Silniejsze podmuchy wiatru, dla bezpieczeństwa, trzeba przeczekać w prawie embrionalnej pozycji. Podczas takich postojów marzną mi palce u rak i u stop do tego stopnia, Że nie ma w nich czucia. Palce u nóg próbuje rozruszać, ręce zaciskam w piąstki i rozgrzewam własnym ciepłem. Podczas podejścia do tzw " Siodła" (ok 5200mnpm)  takich przystanków było zdecydowanie za dużo i mocno mnie osłabiały. Jednak jak tylko można było iść ruszałam wyżej. Powoli, bardzo powoli.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz