Mecenas wyprawy - Piramida Carstensz

Mecenas wyprawy - Piramida Carstensz
WYŁĄCZNY SPONSOR WYPRAWY

Drogi Globtroterze :)

W dzisiejszych czasach podróżuje się na wiele sposobów. Można skorzystać z usług agencji turystycznej, bądź zaplanować wyprawę od A do Z samodzielnie. Należę do tej drugiej grupy ludzi, ponieważ wiem, że samodzielne zorganizowanie wyjazdu obniży jego koszty, nauczy nas odpowiedniego, logistycznego podejścia a co najważniejsze- da poczucie SATYSFAKCJI !

Jeśli mogę Wam pomóc udzielając informacji o miejscach, w których byłam to piszcie śmiało :)

Jestem tu dla Was :)

Miłka




sobota, 21 lipca 2012

Powrot


Pogoda bez zmian. Elbrus nie dał nawet na chwile odpocząć. Niemiłosiernie mroził mi ręce stopy a w policzki ciskał nieustannie małe zmrożone igiełki.
Jestem odwodniona, wychłodzona i wyczerpana. Wiem, ze muszę bardzo uważać schodząc ze stromego zbocza. Przemieszczenie nogi tak aby rakiem nie zaczepić o stuptuty czy o raka jest dla mnie nie lada wyczynem. Schodząc widzę rozbity pomiędzy wierzchołkami namiot. Nie chcę dopuszczać do siebie myśli ze mogłabym w nim spędzić noc. A podejście do niego i sprawdzenie, jaki jest w środku ekwipunek zdecydowanie przekraczało moje możliwości.
Podjęłam decyzje o zejściu do bazy.
Na dnie mojego bukłaku pływały resztki herbaty i lodu. Najgorsze jednak było to, że rurka i ustnik kompletnie zamarzły. Na nic zdało się rozgrzewanie, kręcenie i plucie do środka. Jedynym rozwiązaniem było schowanie bukłaka pomiędzy warstwy ubrań, tak żeby wszystko rozmrozić. Myśl o łyku zmrożonej herbaty utrzymywała mnie przy wszystkich działaniach. Zrobiłam co trzeba i ruszyłam dalej.
Pogoda zaczęła się pogarszać. Jeszcze ze zbocza widziałam, że nisko osadzone chmury teraz wypychane są mocno przez wiatr ku szczytowi Elbrusu. To była tylko kwestia czasu, kiedy nas przykryją.
Wróciłam do mojego systemu „od tyczki do tyczki" i z całych sił staram się być w nim konsekwentna.
Schodziłam w dół a zamiast coraz lżej zaczęłam oddychać coraz ciężej.
Udawało mi się za to skutecznie wybić z głowy dłuższe przystanki.
Ach! No i rurka i ustnik w moim bukłaku zaczęły działać.
Napiłam się i nabrałam sił!
Mój entuzjazm i lepsze samopoczucie szybko zgasiła chmura, która właśnie nas dosięgnęła.
 Byłam mniej więcej na wysokości 4900mnpm. Widoczność spadła do 10m. Mojego towarzysza straciłam z pola widzenia :(. Usiadłam na plecaku i pomyślałam:
Super! Z deszczu pod rynnę! Wreszcie przestał wiać ten cholerny wiatr, ale nadal nie widziałam, co było przede mną! Nie pozostało mi nic innego, jak tylko czekać, aż się trochę przerzedzi.
Jest, jest, jest tyczka!!! Wstałam jak poparzona i podeszłam do niej. Jest następna! Nawet jak znikały mi z pola widzenia, wiedziałam mniej więcej jaki kierunek powinnam obrać. Cała trasa jest otoczkowana, ale prowadzi zygzakiem. Każda odchyłka, odejście od trasy zwielokrotnia błąd. Jest to najczęstszą przyczyną wypadków na Elbrusie. Gwałtowna zmiana pogody i  problemy z odnalezieniem trasy znacznie zwiększają ryzyko spadnięcia ze zbocza lub wpadnięcia do szczeliny.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz